piątek, 20 maja 2016

Zagubione ciała 2 - Czemu ciemność mnie przeraża?

Mozolna wędrówka wśród drzew zajęła mi dłużej niż się spodziewałem. Możliwe, że droga, którą oceniłem jako najkrótszą była tak naprawdę najdłuższa. Ale bez sensu jest przejmować się przeszłością i użalać nad swoim wyborem, gdy goni cię noc wśród puszczy. Oczywiście nie byłoby to niczym strasznym, gdyby bohater tego zdarzenia (czyli ja) nie bałby się ciemności. W dodatku do szaleństwa. Tak więc zebrałem resztki energii, której do tej pory mialem nadspodziewanie dużo, i zmotywowałem się do przejścia jeszcze dosyć sporej odległości. Opłaciło się; w niedalekim oddaleniu ujrzałem światło wśród ciemności.
Tak naprawdę nie wiem, czemu ona tak mnie przeraża. Wiem jedynie, że gdy mnie otacza, dzieje się coś strasznego. Lecz nie mogę sobie przypomnieć co...
Źródłem światła okazała się mała drewniana chatka. Chciałem do niej podbiec ze łzami w oczach, gdy nagle zupełnie przestałem widzieć. Ogarnęła mnie potworna panika. Miałem wrażenie, jakby serce miało mi się wyrwać z piersi. Ogarnęło mnie przeczucie, jakby w moją stronę zbliżało się coś jeszcze straszniejszego od ciemności. Oddech ugrzązł mi w gardle.
W jednej chwili pobiegłem w stronę przeciwną od tej, z której zbliżało się to coś strasznego. Mimo, że biegłem z całych sił, czułem, jak mnie dogania, drwiąc sobie z moich wysiłków ucieczki od niego. Już miałem się poddać, gdy nagle zobaczyłem światło. Był to lichy płomyczek o niebiesko-białej barwie. Tańczył niespokojnie, jakby za wszelką cenę chciał zwrócić na siebie moją uwagę. Udało mu się. Nawet bardzo. Zapatrzony w ten niepewny byt, zapomniałem o tym, co mnie ścigało i zatrzymałem się. Światło płomyczka sprawiło, że wszędzie stało się jasno.
Właśnie wtedy usłyszałem nieziemski krzyk. Obejrzałem się do tyłu. Akurat na czas, by zobaczyć jak ścigające mnie coś rozpada się na kawałki pod wpływem światła.
Ciemność zniknęła i znowu widziałem drewnianą chatkę. Jej drzwi się uchyliły, lecz nikogo za nimi nie zobaczyłem. Wszedłem więc do środka.
Wewnątrz wyglądała bardzo przytulnie, a także nosiła świeże ślady obecności ludzkiej. Aczkolwiek sprawcy tych śladów nigdzie nie było.
Przed sobą znowu zobaczyłem ten biało-niebieski płomyczek, który rozproszył ciemność. Chciałem ruszyć w jego stronę, ale naraz poczułem się bardzo senny. Morfeusz porwał mnie w swoje objęcia i tyle mnie widziano.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz